Zatrudnimy atrakcyjne dziewice

Pytanie czytelniczki poprzedniego wpisu zwróciło moją uwagę na pewną kwestię związaną z informatyzacją firm, a mianowicie tworzenie oprogramowania do obsługi przedsiębiorstwa we własnym zakresie. Kiedyś to rozwiązanie było bardzo popularne (niemal każdy student informatyki zatrudniany w firmie pisał program, który w najlepszy możliwy sposób miał obsłużyć macierzystą firmę). Później popularność takich działań spadła, by teraz ponownie odradzać się jak Feliks z popiołów. Ciągle istnieje bowiem wiele firm nieinformatycznych, które posiadają bardzo duże działy informatyki i większość prac w zakresie IT wykonują we własnym zakresie. Często w takich firmach używane przez nie oprogramowanie stale ewoluuje i to właśnie tam, w chwili pojawienia się zapotrzebowania na nowy system rodzi się pokusa stworzenia go we własnym zakresie.

Nie będę skupiał się na technicznych kwestiach tworzenia oprogramowania przez informatyków firmowych, lecz na problemach organizacyjnych i daleko odsuniętych w czasie konsekwencjach takiego kroku. Najczęstszym powodem dla których firmy decydują się na takie rozwiązanie jest fakt, że ich procesy biznesowe są bardzo nietypowe i zakup typowego rozwiązania nie wchodzi w rachubę. Aby dobrze zinformatyzować firmę trzeba zamówić u producenta oprogramowania niszowe rozwiązanie dedykowane, bądź szukać podobnego za granicą. Oba podejścia są związane z długim czasem poszukiwania dostawcy, wdrażaniem systemu który ma wady wczesnego dzieciństwa (albo wynikające z pisania go na zamówienie przez polską firmę informatyczną bądź adaptacji rozwiązania zagranicznego do polskich warunków, choćby językowych). Tworzenie oprogramowania we własnym zakresie wydaje się być pozbawione wad, gdyż proces można zacząć niemal natychmiast, a poza tym odpada długi proces uczenia się zewnętrznych doradców. W praktyce te argumenty nie zawsze są słuszne, ale zainteresowanych szczegółami odsyłam do swojego artykułu wady i zalety tworzenia oprogramowania we własnym zakresie.

Ważnym problemem związanym z tworzeniem nowego systemu wewnątrz firmy jest zaniedbywanie dokumentacji prac. Na etapie projektu informacje są przekazywane informatykom ustnie w bardzo małych porcjach. Ich wieloletnie doświadczenie w firmie sprzyja rezygnacji z formalizowania wielu informacji. Wszyscy wszystko rozumieją, więc zapisywanie na bieżąco założeń i funkcjonalności systemu wydaje się niecelowe. Ponadto wszyscy zdają sobie sprawę, ze zbyt szybko zbliżającego się terminu wdrożenia, więc dokumentacja realizacji też nie jest nigdzie zapisana. Cała wiedza pozostaje więc w głowach programistów, którzy tym samym stają się trudno zastępowalnym elementem systemu. Często na skutek konieczności wprowadzania poprawek do programu już po jego uruchomieniu gdy system staje się w miarę kompletny, nikt już nie pamięta jego założeń, więc tym bardziej nie można ich spisać, by przekazać je potomności. Programistom, przynajmniej w początkowym etapie (wtedy, gdy jeszcze je pamiętają) też na tym nie zależy, gdyż brak dokumentacji jest doskonałą polisą zapewniającą długoterminowe zatrudnienie.

I powstaje sytuacja, która charakteryzuje się tym, że informatyk zostaje wszczepiony w serwerownię. Nie może jechać na wakacje, bo tylko on wie co gra w duszy stworzonego przez siebie programu. Jeśli choruje łączy się z domu z firmą, by na bieżąco kontrolować stan bazy danych. A gdy chce odejść, może postawić dowolne warunki, które firma musi spełnić. Jeśli zobaczycie więc ogłoszenie Firma X zatrudni atrakcyjne dziewice, to znak, że doszła ona do kresu poszukiwania sposobów na zatrzymanie u siebie swojego programisty.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „Zatrudnimy atrakcyjne dziewice

  1. Agnes pisze:

    A jak już firma X zatrudni tę atrakcyjną dziewicę, potem ją rozdziewiczy,
    ona nabierze doświadczenia i z czasem obrośnie w piórka, polka zaczyna się od nowa …
    No cóż, jak to mawiał nasz niezapomniany prezydent – „są plusy dodatnie i plusy ujemne”

  2. wiatr pisze:

    Uśmiechnęłam się na ostatnią (i tytułową) konkluzję. Czujemy się niezastąpieni, jedyni potencjalnie kontrolujący jakiś proces, informatyczny bądź nie… czasem to złudne i usypiająco próżne, czasem prawdziwe. Kwestia czasu i ceny i… trzymania poziomu własnej niezastąpionej potencji.

  3. mwi4wp pisze:

    @Agnes
    Może to będzie jak ze smokiem wawelskim, że dziewice będą jednorazowego użytku?

    @wiatr
    Przeżyłem zwolnienie kilku naprawdę niezastąpionych ludzi i przyznam, że znacznie bardziej boli to PRZED zwolnieniem. Teraz staram się więc tak organizować działania firm, żeby ludzi niezastąpionych było jak najmniej, wcale nie przez ich zwalnianie. I z doświadczenia wiem, że ci niezastąpieni wcale nie są nieszczęśliwi, gdy zmienia się ich status.

Dodaj komentarz